4/27/2013

{004} Please accept my apologies.

      London Eye o tej porze roku było nadzwyczaj urocze. Drzewa pokrywała warstwa szronu, na chodnikach była rozłożona jeszcze nieudeptana przez przechodniów biała płachta w postaci śniegu, czarny kot siedział na drzewie i spoglądał na pusty świat parzony fałszywymi słowami. Garstka czternastu o-piętnastolatków pastwiła się nad jakimś bezdomnym, rzucając w niego kawałkami spleśniałego chleba. Gdziekolwiek się nie pojawię dzieje się coś złego. Takie jest życie. Pomyślałam odwracając wzrok od przykrego widoku.
      Mój umysł miał dość rozmyślania o dręczących mnie sprawach, serce było puste i szaleńczo pragnęło miłości, której nie potrafiło sobie odnaleźć. Miałam dość życia jak na te parę dni bycia w centrum uwagi pewnego człowieka, jednak widok lekko oświetlonego i pustego London Eye spowodowało, że moje serce zabiło mocniej. Przypomniały mi się wszystkie chwile spędzone w tym miejscu.
      Zdarzyło się to dokładnie trzy zimy temu. Wybrałam się na spacer ze swoimi upadłymi uczuciami i garstką marzeń, których teraz mi brakowało. Było cholernie zimno i chciałam jak najszybciej wrócić do domu by napić się gorącej czekolady przygotowanej przez babcię. Jednak coś kazało mi posuwać się na przód. Szukałam czegoś. Czy możliwe byłoby, że mój umysł instynktownie wyczuł garstkę szczęścia w pobliżu?
       Poszłam w to samo miejsce w które wybierałam się każdego dnia od śmierci rodziców. Usiadłam jak co dzień na tej samej kamiennej fontannie. Po raz kolejny wyciągnęłam monetę i z nadzieją na lepsze życie wrzuciłam ją do pustego koryta fontanny ''Żeby chodź przez chwilę było dobrze.'' Pomyślałam to samo życzenie po raz setny i ze łzami w oczach usiadłam spuszczając nogi do koryta w którym w lecie znajdowała się woda i złote rybki. ''Dlaczego płaczesz?'', usłyszałam za sobą cienki głosik. '' Bo moje życie straciło sens.'' Odpowiedziałam z nutką rozpaczy. Tajemnicza osoba powtórzyła krok po kroku mój rytuał i usiadła w tym samym miejscu co ja. ''Moje życie też nie pisze się kolorowo. Więc może posiedzimy tutaj razem skoro i tak nic nie ma sensu?'' Jego oczy wpatrywały się we mnie błagalnym wzrokiem. ''Jasne ''. Wyparowało to ze mnie z nadzieją i zachwytem. Chłopak uśmiechnął się i poprawił kruczo-czarne włosy, które opadły mu na czoło.

       Jak na swój wiek był bardzo dobrze zbudowanym chłopakiem. Policzki miał rumiane jak herbaciane róże wiosną. Pełne usta, które w pewnych chwilach przybierały kształt serca pierzchły mu na zimnie i zmieniały barwę na fioletowo-różową, były to jednak najpiękniejsze usta jakie przyszło mi zbadać. Jego wielkie niebieskie oczy każdego dnia spoglądały głęboko w moje wnętrze i powodowały nagły przypływ ciepła w sercu. On patrzył na mnie zupełnie inaczej niż inni chłopcy. Napawał się widokiem mojej twarzy, potrafił godzinami siedzieć w milczeniu i patrzeć na mnie. Chłopięca grzywka dodawała jego twarzy jeszcze większego uroku, dzięki czemu moja zazdrość o inne piętnastoletnie dziewczyny rosła z każdym dniem znajomości z nim. Jory był niesamowity, potrafił rozbawić mnie nawet w chwilach w których ja nie potrafiłam zrozumieć swoich uczuć. Zawsze podziwiałam jego zgrabny nosek, który bardzo zabawnie marszczył gdy się denerwował. Jego dusza była czysta, mimo, że nauczył mnie słów, które parzyły moje podniebienie i tak uważałam go za najwspanialszego chłopca pod słońcem. Nauczył mnie bardzo wielu rzeczy o których nie przyszło mi nigdy nawet pomyśleć. Był starszy jedynie o pół roku, a wiedział więcej niż nie jeden dorosły o uczuciach i miłości.  Miałam wrażenie, że ja i on nie pasujemy do tego świata, byliśmy zupełnie inni od reszty. Nie potrafiliśmy bawić się tak jak nasi rówieśnicy, nie potrafiliśmy czuć tego co oni, ani patrzeć na świat tak jak oni.

        Od dnia kiedy się poznaliśmy, spotykaliśmy się koło fontanny każdego dnia. Po okresie kilku tygodni nasze serca zlały się w jedno w postaci pierwszego pocałunku. Drugiego stycznia w moje piętnaste urodziny oficjalnie został moim chłopakiem lub jak on to nazwał ''drugą polówką''. Przeżyliśmy w swoim towarzystwie zimę, wiosnę oraz lato. Jesienią, dwudziestego ósmego września Jory opuścił mnie i moje rozkochane serce. Razem z rodziną przeprowadził się do Ameryki. Przez pierwsze tygodnie kontaktowaliśmy się za pomocą skypea oraz facebooka, następnie straciłam z nim kontakt i już nigdy więcej go nie zobaczyłam. To był naprawdę świetny czas. Wtedy jeszcze byłam słodką dziewczynką, która pragnęła się zakochać, mieć wszystko w dupie i po prostu przeżyć własną bajkę z księciem u boku. Mogło być inaczej, mogłam żyć beztrosko, być szóstkową uczennicą i nie zdawać sobie sprawy co to takiego dragi czy jak bardzo mąci się w głowie od alkoholu. Jednak z czasem posmakowałam goryczy życia i stałam się tym kim jestem.

      Kiedy przejechaliśmy koło wierzy Big Ben zdałam sobie sprawę z tego jak długo rozmyślałam o tym co było. Nie rób tego już nigdy więcej. Moje ciało wrzało z rozpaczy. To co było już nie wróci, zapamiętaj to sobie na resztę życia. Miałam ochotę urwać sobie głowę. Złamałam najważniejszą zasadę. ''Nie trzymać się tego co było''. Niby się tego nie trzymałam, jednak złapałam tego cholerstwa, zwanego przeszłością.
       - Wszystko w porządku? - Justin sprowadził mnie na ziemie, za co byłam mu bardzo wdzięczna.
       - Tak, tylko trochę rozbolała mnie głowa... - Kłamstwa od zawsze były moją mocną stroną. - ale wszystko jest jak najbardziej pod kontrolą. - Pomijając to, że życie wymyka mi się z rąk, wszystko było proste i dość przenikliwe.
       - Co masz zamiar teraz zrobić? - Spytał kiedy zatrzymaliśmy się na podjeździe obok granatowego domu jednorodzinnego.
       - Nie wiem. - Nerwowo zaczęłam szukać czegoś w co mogłabym wbić wzrok. - Myślę, że babcia się zgodzi by u nas została na dłuższy czas. Ta stara i choć schorowana kobieta potrzebuje kogoś do towarzystwa i kogoś o kogo mogłaby się zatroszczyć. Skoro ja za często nie potrafię znieść jej miłości to to najlepsze wyjście z sytuacji. - Skrzywiłam się na myśl o długiej przemowie od babci, kiedy po długiej nieobecności wrócę do domu.
       - Powinnaś się położyć... - Z jednej strony miło, że tak się o mnie troszczy, ale z drugiej strony to nie ma najmniejszego sensu.
       - Justin dlaczego ty tutaj jesteś? - Spytałam spoglądając mu w oczy. - Po cholerę się tutaj zjawiłeś? - odpięłam pasy. - Dlaczego zjawiłeś się przy mnie znikąd i próbujesz za wszelką cenę przy mnie zostać? - Napięcie w samochodzie wzrosło. Dlaczego... kim ty jesteś do cholery... skąd się wziąłeś... dlaczego... - Skryłam twarz w dłoniach i pozwoliłam emocjom opaść.
       - Bo chcę. - Odpowiedział i wysiadł z auta trzaskając drzwiami. Nie wytrzymałam tego napięcia. Wysiadłam z auta i dałam upust emocjom.
       - A może ja cie wcale nie potrzebuje do cholery?! - Trzasnęłam drzwiami by pokazać mu jednego z wielu damskich fochów. - A może ja wcale nie chce byś przy mnie był i żebyś mi pomagał?! - Krzyczałam bez opamiętania do jego pleców.
       - Wiesz co?! Sam do cholery nie mam pojęcia co tutaj robię i kim jestem. - Odwrócił się i spojrzał na mnie swoimi orzechowymi oczami pełnymi złości i żalu. Zrobiło mi się przykro, przecież nie dałam mu szansy na to bym mogła go znienawidzić czy pokochać. Odepchnęłam go za nim jeszcze zrobił pierwszy krok, lecz miałam ku temu powody. Nie zasługiwałam na kogoś takiego jak on, nie zasługiwałam na nikogo. Byłam samolubna przez całe życie, traciłam przyjaciół przez mój skrzywiony charakter. Raniłam wszystkich ludzi, którzy tylko się do mnie zbliżyli. Tym razem chciałam by mnie to ominęło. Chciałam dobrze, a wyszło jak zawsze.
       - Justin, ty po prostu nie szukasz takiego rodzaju przygody... - Powiedziałam cichym i uspokojonym tonem spuszczając wzrok.- Ja nie mam prawa stać się dla innego człowieka... - Przerwałam na moment. - kimś.
       - Nie, ty po prostu boisz się dopuścić kogokolwiek do swojego umysłu, masz gdzieś innych ludzi bo boisz się reakcji chemicznych swoich uczuć, boisz się każdego kolejnego kroku w twoim kierunku, każdego zbliżenia i każdego wybuchu emocji... - Uderzył pięścią w maskę samochodu. Nie poznawałam w nim tego samego chłopaka, który przy użyciu plastikowej zapalniczki pobudził moje emocje do życia. - Nie masz prawa zatrzymywać siebie przed innymi ludźmi. Nie masz prawa okradać innych z uczuć, odbierając im siebie i twoje spojrzenia. - Zbliżył się do mnie. Nie potrafiłam podnieść wzroku i zajrzeć w jego duszę. On miał tyle cholernej racji, że nie potrafiłam pokazać mu, że wygrał. Nie potrafiłam przegrywać, byłam za słaba. - Daj wodze uczuciom, pozwól innym zbliżyć się do ciebie. - Czułam go coraz bliżej, jego ciepło, zapach... - Masz przed sobą jeszcze szmat drogi nim dojdziesz do śmierci, chcesz przez resztę życia iść sama? - Poczułam jego oddech na swojej szyi. - Uważasz, że nie mam pojęcia jak to jest być samotnym? Uważasz, że jesteś inna i że nie rozumiem cie nawet w połowie? Myślisz, że jesteś jedyna? - Jego oddech był dla mnie bodźcem, sprawił iż moje ciało zadrżało. Chciałam uciec od niego, lecz coś wbiło mnie w ziemię i nie pozwoliło na jakikolwiek ruch, serce podeszło mi do gardła sprawiając tym samym iż nie mogłam odrzec mu na to czegoś tak samo prawdziwego. - Nie pozwolę ci żyć beze mnie... - Nasze ciała nie stykały się w żadnym miejscu, stał nade mną i obserwował jak głodny wilk czyhający, aż na pastwisku zgaśnie ostatnie światło. Nagle poczułam, że jego ciepła dłoń dotyka mojej, powodując tym samym niekontrolowane drżenie moich warg. Nasze palce splotły się a gdy jego niesamowicie ponętne usta dotknęły mojej szyi poczułam szarpnięcie w sercu. Świat stał się odległy o miliony lat świetlnych, przed moimi oczami stanęła wizja. Gdzie jestem? Czułam na sobie jego dotyk i zapach, lecz on zniknął w przestrzeni jak dawne wspomnienie, wszystko rozmyło się, znalazłam się w innym świecie. Przed oczami przelatywały mi różne obrazy, znajome mi lecz były to urywki. Kim jesteś? Spytałam postać o długich kasztanowych włosach stojącą do mnie plecami. Wszystko powoli zaczęło zanikać, zamazywać się tak samo jak przed chwilą pieszczący moją szyje Justin. Nie! Zaczekaj! Krzyczałam do znikającej postaci, wyciągnęłam do niej rękę, lecz było za późno. Wróciłam tam skąd przybyłam, do swojego ciała i do Justina, który jak na komendę oddalił się ode mnie nie patrząc mi w oczy. Czy on ujrzał to samo co ja? Czy to możliwe, że moja wizja była także i jego wizją?
***
       W domu panowała grobowa cisza przerywana spadającymi kroplami wody. Mieszkanie było dość duże ale jednak przytulne. Różnorodne kolory układały się w ciepłą melodię i tańczyły walca w orzechowych tęczówkach. Podłogę zdobiły mahoniowe panele, ściany pokrywał kolor brunatny co powodowało niezmiennie wspaniały efekt. Pokój był idealnie oświetlony z powodu dużej ilości okien. Tuż obok przejścia z salonu do kuchni znajdywał się czarny fortepian, który igrał z uczuciami Justina. Kanapa oraz dwa fotele stojące przy dość dużym stole w kolorze ciepłego brązu obłożone były ciemną, kremową skorą. Szafki oraz regały, na których znajdywało się mnóstwo książek oraz kominek tuż przy schodach prowadzących na drugie piętro powodowały iż pokój był jeszcze bardziej przytulny. Kilka kroków od schodów prowadzących do samotnego świata Jade, znajdywała się wielka łazienka oraz toaleta. W korytarzu, który prowadził do spiżarni, znajdywały się dwie garderoby oraz pokój 'zabaw' z którego domownicy korzystali bardzo rzadko. Wszystko było do siebie idealnie dopasowane i każdy drobiazg miał miejsce. Jedyne co nie pasowało do tego tryskającego szczęściem miejsca była Jade. Krzątała się po kuchni skrzywiona i nieokreślona, tak jakby kilka chwil wcześniej nie zdarzyło się nic. Nie dawała po sobie nic poznać, jednak w środku była rozbita. Justin miał wrażenie, że jej dusza powędrowała gdzieś, gdzie nikt nie ma wstępu i zostało samotne opakowanie o potocznej nazwie Jade. Jej oczy nie spojrzały na niego ani razu od kiedy kłócili się na podjeździe. Za pomocą oczu człowiek potrafi odczytać wszystko, ona bardzo dobrze o tym wiedziała. Miał nadzieje, że uda mu się ją skłonić do przełamania bariery między nimi, bo sam przecież nie może za wiele.
***
       Babcia nie była zła, cieszyła się, że wróciłam do domu cała i zdrowa. Uznała, że to świetny pomysł by dziewczyna z nami została. Od śmierci dziadka w domu zrobiło się pusto i zdecydowanie atmosfera była napięta. Pokoi nie brakowało więc dziewczyna po prostu miała wielkie szczęście.
       Samodzielnie przygotowałam dla niej sypialnię. Mieściła się tuż obok mojej, gdyby miewała napady lękowe bądź koszmary nocne. Pokój przywoływał wiele wspomnień. Dziadek był żonaty dwa razy, więc przyszło mu mieć więcej wnuków. Na każde wakacje przyjeżdżała do naszego przytulnego gniazdka jego wnuczka Livia. Swego czasu byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, lecz po śmierci Marka nie odwiedziła nas już nigdy więcej. Jakby tak o tym pomyśleć, miałam wspaniale dzieciństwo, oczywiście do pewnego momentu. Skrzywiłam się gdy poczułam ukłucie tęsknoty. Zamknęłam na chwilę oczy i oparłam się o ścianę. Coraz częściej miewałam duszności i bóle głowy, jednak postanowiłam nie przywiązywać do tego najmniejszej wagi. Miałam wrażenie, że pogorszyło mi się po tym co zdarzyło się niecałe trzy godziny temu na podjeździe. Myśl o Justinie i jego słowach nie dawała mi spokoju. ''Nie pozwolę ci żyć beze mnie...'' Co miałam robić? W pewnym sensie byłam mu za wszystko wdzięczna i w głębi duszy wiedziałam, że to tylko kwestia czasu kiedy zacznę go za bardzo kochać lub za bardzo nienawidzić.
       Po drodze na parter wparowałam do mojego pokoju by sprawdzić czy wszystko jest w takim 'porządku' w jakim to zostawiłam. Oprócz szafy, która zapewne sama nie wypluła swoich wnętrzności na podłogę, wszystko było dokładnie takie samo jak wcześniej.
       Pozbierałam ubrania z podłogi i rzuciłam je na łóżko. Mój pokój był zupełnie inny niż reszta domu. Był duży i nic w nim nigdy nie miało własnego miejsca. Ściany pokryte były czarnym, wyblakłym kolorem, na podłodze błyszczały zakurzone panele koloru bordowego oraz najrozmaitsze papierki. Na każdej z kartek znajdywały się bezużyteczne nuty oraz teksty piosenek. Po prawej stronie od drzwi znajdywało się wielkie okno. Parapet był duży dzięki czemu mogłam siadać na nim bez obawy wypadnięcia pod nogi jakiemuś przechodniowi. Kiedy miewam zły humor siadam tam i spalam przynajmniej trzy papierosy na uspokojenie nerwów. Ten parapet to magiczne miejsce. Siadając na nim, wiem że do głowy wpadnie mi milion świetnych pomysłów. Na przeciw okna stało biurko zawalone masą papierów oraz najrozmaitszych drobiazgów. Przy przeciwległej ścianie mieściło się dwuosobowe łóżko, okryte czarną pościelą oraz nieuprasowanymi ubraniami. Jak mówiłam nic w moim pokoju nie miało określonego miejsca, nawet ja.
       Wyciągnęłam z komody czystą piżamę, którą zaniosłam do pokoju obok, przygotowanego dla jeszcze nieobudzonej blondynki. Zbiegłam po schodach na dół i po cichu weszłam do salonu gdzie Justin i moja babcia pili herbatę i prowadzili miłą rozmowę.
       - [...] czasem przeszkadzało to naszemu związkowi, ale kochaliśmy się mimo wszystko. Mark był najwspanialszym mężczyzną na świecie. I pomyśleć, że połączyła nas praca.
       To wspaniałe uczucie znaleźć sobie osobę, która pokocha nas mimo wad. - Nie było mnie zaledwie dwadzieścia minut a tu takie poważne rozmowy? - Z miłością jednak nie ma żartów, czasem może na prawdę zranić. - Powiedział popijając herbatę.
       - Życie ma tyle samo wad ile zalet, jeśli chcesz przebiec przez życie możesz ominąć tę najważniejszą rzecz, która cały czas na ciebie czeka...
       - Miłość. - Jeszcze nigdy nie widziałam takich oczu. Błysnęły taką rozpaczą i żalem, że omal nie rozbolało mnie serce.
       - Widzę, że ciebie miłość także zraniła. - Babcia usiadła bliżej niego i pogłaskała go po dłoni. - Miłość choć rani i tak jest piękna i za pewne powróci do ciebie kiedy będziesz sto razy silniejszy, masz jeszcze szmat drogi przed sobą, twoja miłość gdzieś tam jest i czeka na ciebie. - Uśmiechnęła się do niego. - Chcesz jeszcze herbatki? - Rozpromieniała.
       -Tak poproszę. - Odpowiedział z uśmiechem.
***
       Kiedy jej niebieskie oczy ujrzały światło dzienne, wpadła w panikę. Jej nerwy znalazły ukojenie w chudych i bladych ramionach. Jade oplotła dziewczynę rękami w sposób jaki matka tuli ledwo co narodzone dziecię. Emily dała upust uczuciom i wylała milion łez, które w błyskawicznym tempie zmoczyły za dużą lecz świeżo co ubraną koszulkę.
       - Wszystko jest w porządku, nie ma go tutaj. - Jej ramiona z każdym stękiem blondynki zaciskały się coraz bardziej. - Nie ma go, jesteś bezpieczna.- Jej szorstki a zarazem ciepły głos sprawił, że Emily poczuła nagły przypływ bezpieczeństwa. Łzy w dalszym ciągu spływały po jej bladej twarzy, jednak były to łzy szczęścia, znalazła swoje miejsce.
       - Nie opuszczaj mnie... - mówiła zmartwionym głosem.- nie zostawiaj, bądź przy mnie... - Wtuliła się w ramiona rozbitej towarzyszki. - nie opuszczaj. - Jade słysząc tak słodki a zarazem wrażliwy głos, poczuła nagły dotyk współczucia i żalu.
       - Będę. - Odpowiedziała. Głos załamał jej się całkowicie. Serce podskoczyło jej do gardła, nie skryła uczuć, przytuliła kompankę i płakała razem z nią.
***
       Z każdym kolejnym dniem Emily oswajała się z rzeczywistością coraz bardziej. Dużo razy próbowałam nakłonić ją by opowiedziała o swojej przeszłości, jednak za każdym razem kończyło się to wybuchem histerii. Mimo iż była płaczliwa i wrażliwa na każdy dotyk, wnosiła do naszego domu ciepłą energię jakiej brakowało nam od lat. Nie rozmawiałyśmy bardzo często z powodu moich częstych wybuchów złości. Ona nie potrzebowała krzyków i wylewanego gniewu w postaci tłukących się szklanek. Potrzebowała troski i ciepła dlatego nigdy nie próbowałam nawiązać z nią dłuższej rozmowy.
       Justin bywał w pobliżu mnie z każdym dniem coraz częściej i dłużej. Babcia uważała go za wspaniałego młodzieńca o powalających oczach, Emily przywiązała się do niego na tyle iż jego dotyk nie działał na nią jak ukłucie igłą. A ja? Ja po prostu byłam zagubiona, nie wiedziałam co mam myśleć o mnie, o nim a tym bardziej o tym co wydarzyło się między nami. Próbowałam od niego uciec, ale jak mogłoby być to możliwe, jeśli twoja babcia i ''siostra'' zauroczyły się w nim i zapraszają go codziennie na herbatę oraz pogaduszki, które uważałam za bezcelowe i bez znaczenia?
       Po jakimś czasie przebywania między nimi postanowiłam urwać się od tego sztucznego uczucia. Zaczęłam coraz częściej wychodzić z domu w poszukiwaniu ukojenia jaki dawał mi alkohol. Za każdym razem gdy wychodziłam na drugi dzień Jus przyjeżdżał po mnie na izbę wytrzeźwień i nie patrząc mi w oczy, które nigdy nie wykazywały żadnych oznak uczucia, tak jakbym nie miała serca, odwoził mnie do domu.
       Pewnego styczniowego poranka wstałam z przekonaniem iż będę musiała kolejny raz przeżywać to samo z powodu nieprzeciętnej energii, która powoli zaczęła przyprawiać mnie o mdłości i bóle głowy. Stałam się w tym domu czymś w rodzaju czarnej chmury, która była odpychana przez wszystkich domowników. ''Jade może chcesz ciasteczko? Przestań już grymasić, popatrz na Emily, jest zawsze taka rozpromieniona.'' Słysząc coś takiego wychodziłam z pokoju mamrocząc jakieś przekleństwa pod nosem. Kochałam je obie lecz czasem doprowadzały mnie do szaleństwa. Spychały w przepaść z napisem ''słodycz''.
       Leniwie zwlekłam swoje blade ciało z łóżka by przeżyć kolejny radosny dzień kończąc go skokiem na główkę w alkohol.
       - Chodź Jade zrobię ci herbatkę...- Próbowałam naśladować ton babci.- Może chcesz kanapeczkę? Jesteś taka blada i chudziutka.- Zrobiłam zeza po czym przeklęłam cicho pod nosem.- Idź do diabla z tymi kanapeczkami.
       Schodząc na dół miałam wrażenie jakbym była obca, kimś w rodzaju szaleńca, który skrada się w czyimś domu by uśmiercić wszystkich swoim przykrym humorem. Ku mojemu zaskoczeniu nie zastałam nikogo.
''Kochana Jade. Ja i Emily postanowiłyśmy wybrać się do spa na cały dzień. Pomyślałyśmy, że byłabyś zła gdybyśmy Cię obudziły bladym świtem. Doskonale wiemy jak bardzo lubisz spać no i w sumie przyda Ci się odpoczynek od nas. W lodówce masz ciasteczka.''

       Uśmiech zagościł na mojej twarzy po przeczytaniu liściku pozostawionego przez babcie na lodówce. Korzystając z chwili samotności postanowiłam zabrać się za pisanie kolejnej piosenki.
       Wzięłam długą i relaksacyjną kąpiel dzięki czemu pozbyłam się złych myśli na cały dzień. Ubrałam się nienadzwyczajnie. Nie było żadnej okazji ani nikogo dla kogo mogłam się pindrzyć godzinami przed lustrem. W ciągu pięciu minut zdążyłam się ubrać w najzwyklejsze granatowe, przylegające spodnie oraz białą, za dużą bluzkę. Zniszczone od farbowania włosy pozostawiłam rozpuszczone, czasem wydawało mi się, że dzięki długim włosom mogę się w nich skryć w razie niebezpieczeństwa.
       Drepcząc rytmicznie po pokoju do muzyki Elvisa jadłam ciastka pozostawione przez babcie. Nigdy w sumie nie uraczyłam mojego podniebienia niczym co ona przygotowywała ale ze względu na taką sytuację skusiłam się i zjadłam wszystkie osiem ciastek, które upiekła zdaje mi się dzisiaj z rana.

       Pisałam piosenki o różnym znaczeniu, o rodzinie, o jej barku, nieszczęściu  grymasach, śmierci  ale nigdy nie potrafiłam napisać piosenki o miłości. Wszystko, dosłownie wszystko, nawet piosenka o podłodze wyszłaby mi lepiej niż o nieznanym mi uczuciu.
       Spragniona weny postanowiłam przeglądnąć teksty skończonych piosenek. Potrafię napisać o wszystkim, więc dlaczego miałoby się nie udać? - Spytałam sama siebie. Usiadłam ponownie przy biurku. - Potrafię. - Dopingowałam samą siebie. Wyjrzałam przez okno w poszukiwaniu inspiracji.- I'm like a bird I wanna fly away... - Jak powiedziałam, potrafiłam napisać o wszystkim, tylko nie o tym cholernym uczuciu. - O czym ja myślę, przecież moja miłość umarła dawno temu, kim ja jestem by pisać o tym co już dawno odebrało sobie życie? - Mój uśmiech zmienił się w grymas. Zaczęłam ponownie rozmyślać o Justinie i o tym co przeżyłam, kiedy jego usta dotknęły mojej szyi i rozpaliły moje emocje.
- On the firt page... - Myśląc o nim i o tym jak w pewnych chwilach na mnie działa zaczęłam gryzmolić na kartce coś co zaczynało przypominać piosenkę. - of us story, the futures sint so bright... - Bałam się, że śpiewając, będę już zawsze myśleć o nim, lecz nie powstrzymywałam się od patrzenia w przeszłość, w ten dzień w którym uznał, że powinien się do mnie zbliżyć. Gdy to wszystko układało mi się w głowie, kiedy słowa przelatywały mi przez myśli i układały się w miłosną balladę zadzwonił dzwonek do drzwi. Cała piosenka ułożona w mojej podświadomości runęła na podłogę i roztrzaskała się na milion bezużytecznych kawałków. - Nienawidzę całego świata, nienawidzę tych cholernych ludzi... - Przykryłam ''piosenkę'' resztą kartek i zbiegłam energicznie na dół by otworzyć drzwi.
       W momencie w którym ujrzałam Justina w drzwiach moje serce zamarło. Jego oczy wypełnione były smutkiem oraz żalem tak samo jak tej pamiętnej zimnej nocy kiedy nasze serca połączyły się w jedno za pomocą niebieskiej, plastikowej zapalniczki.

       - Justin... - Po raz pierwszy od trzech tygodni spojrzałam w jego orzechowe tęczówki. To było dziwne, rozbujać huśtawkę uczuć w ciągu kilku sekund. W tamtej chwili zażywałam jakiegoś w swoim rodzaju narkotyku, jego oczy, narkotyk od którego można się uzależnić w jednej chwili. Chwili, która trwała we mnie od nocy gdy po raz pierwszy ujrzałam jego twarz. Tę twarz, twarz bez skazy, bez wady. Nagle czar prysł, wszystko co zaczęło się we mnie tlić, on oblał kubłem zimnej wody.

       - Thirlwall. - Dlaczego nie powiedział do mnie jak zawsze. Dlaczego nie powiedział na przywitanie ''Cześć Jadie'' albo po prostu Jade? Powiedział to tak po prostu, bez słodyczy w glosie, bezinteresownie i zwiędle. Kim jesteś i dlaczego nie ma z tobą Justina? Teraz już po części mojego Justina? Coś we mnie umarło w tamtej chwili, zrobiło mi się przykro. Czyżbym coś do niego poczuła? Nie, nie, nie, nie to nie możliwe. Odsunęłam się i gestem wskazałam by wszedł do środka.
       Justin wyglądał na zmęczonego życiem. Przypominał chodzące nieszczęście. Jego oczy były napuchnięte i podkrążone, widziałam po jego twarzy, że jakieś pół godziny przed przyjściem do mnie płakał. Na sobie miał zwykłe podarte, przylegające Jeansy, czarną bluzkę oraz czarną skórę na ramionach. Nie potrafiłam rozpoznać w nim tego samego chłopaka, tego samego Justina. Patrzył na mnie z poczuciem goryczy. Wyglądem przypominał mojego zmarłego ojca z tym, że mój tata zawsze był blondynem o jasnej karnacji. Zawsze uważałam mojego ojca za ideał, kogoś wspaniałego. Był przystojnym mężczyzną, często widziałam wodzące za nim wzrokiem nastoletnie dziewczyny. Było to bardzo zabawne gdy szesnastolatki patrzyły na mojego ojca wzrokiem pożądania. Nie dziwiłam się im jednak, był bardzo niesamowicie przystojnym i seksownym mężczyzną.
       Jako czternastoletnie dziecko podziwiałam go i codziennie powtarzałam mu, że wyjdę za mąż za mężczyznę podobnego do niego. On całował mnie po rękach i twarzy uśmiechając się szeroko. Byłam jedynaczką więc dostawałam tyle miłości ile potrzebowałam, a nawet więcej. Czasem wydawało mi się iż kocha mnie bardziej niż moją matkę a swoją żonę. Co wieczór przychodził do mojego pokoju i czytał wybrane przeze mnie baśnie. Po przeczytaniu co najmniej pięciu książek całował mnie w czoło i kładł się koło mnie by otulić mnie do snu. Czasami kiedy tylko udawałam, że śpię widziałam ukradkiem jak na mnie patrzy. Jego błękitne jak niebo oczy wpatrywały się w moją twarz jak w najpiękniejszy obraz świata. W sumie to byłam dziełem sztuki stworzonym przez niego i mamę.
       Mój wspaniały ojciec był przy mnie zawsze. Nawet przy pierwszej miesiączce to on szedł ze mną po podpaski. Kiedy pod koszulką pojawiły się pagórki w postaci piersi to on szedł ze mną po pierwszy w życiu stanik. Był wspaniałym ojcem i mężem lecz mojej mamie nigdy nie pasowało w jaki sposób ojciec patrzy na mnie i zajmuje się moim wychowaniem. Doskonale wiedziała, że jest to ojcowska miłość jednak zazdrość powodowała iż kipiała ze złości. Często kłócili się z ojcem, padały słowa, których jako dziecko nie rozumiałam, a za które dzisiaj mogłabym nienawidzić matki. ''Zachowujesz się jak pieprzony pedofil!'' Zaraz po tym słychać było tłukące się szkło. Po krótkiej wymianie zdań matka siadała w kuchni i płakała a ojciec przychodził do mojego pokoju by otulić mnie silnymi ramionami. ''Nie płacz księżniczko, mamusia jest w złym nastroju.'' Mówił głaszcząc moje kasztanowe, miękkie jak jedwab włosy. ''Tato czy mama jeszcze mnie kocha?'' Pytałam nie zdając sobie sprawy co oznaczają słowa mojej matki. ''Mamusia zawsze będzie cię kochać, Jade.'' Gdyby dalej żyła kim byłabym w jej oczach?
       Justin podążał za mną krok w krok. Miałam wrażenie, że idzie za mną jak tajemnica. Ciemna i mroczna tajemnica. Wodząc za mną wzrokiem, wpełzł do mojego pokoju i rozłożył się wygodnie na fotelu koło biurka.
       - Chciałbyś się czegoś napić? - Zdobyłam się na lekki uśmiech.
       - Jasne. - Rzucił bezinteresownie nie patrząc na mnie.
       - Może być herbata?
       - Jasne.
       Podążając leniwie do kuchni zastanawiałam się co mogło sprawić iż Justin z tryskającego energią i zdrowiem stał się nieokreślonym i nieszczęśliwym człowiekiem. Przecież coś musiało się stać.
       Krzątałam się po kuchni w poszukiwaniu choć garstki herbaty, jednak znalazłam tylko listek mięty oraz rozerwaną torebkę herbaty lipton.
       Wróciłam do pokoju wciąż rozmyślając o tym co mogło się wydarzyć.
       - Piszesz piosenki? - Chłopak stał i przyglądał się jednej z moich piosenek.
       - Trochę. - Rzuciłam na odczepne. W jego oczach ujrzałam respekt oraz podziw dla mojej pracy. Nie spojrzał jednak w moje błękitno zielone tęczówki odziedziczone po ukochanym ojcu. Czy możliwe było, że ja zniszczyłam rozpierające go szczęście? - Justin czy coś się stało? - Spytałam z nadzieją, że odpowie mi kto zranił jego uczucia i łudząc się, że to jednak nie ja.
       - Nie. - Spojrzał na mnie z figlarnym usmiechem. Miałam wrażenie, że jego oczy błagają o pomoc. - Gdzie moja herbata? - Usiadł na krzesło oglądając resztę nut oraz słów układających się w piosenki.
       - Skończyła się. - Czując spinające się mięśnie opadłam bezsilnie na łóżko.
       - Jade... - Przerwał na chwile, wyglądał jakby zbierał się na odwagę by to powiedzieć. - Czy mogłabyś zaśpiewać, którąś z piosenek? - Przeszył mnie wzrokiem, a ja czując się nago zarumieniłam się powodując tym samym, że on wygra tę bitwę i zapewne milion kolejnych. Uśmiechnął się z poczuciem wyższości i podał mi kartkę z tekstem piosenki. Dlaczego wybrał akurat tę, która budziła we mnie najskrytsze uczucia? Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. Zaraz, przecież ja nie muszę dla niego śpiewać. Nie muszę dla niego robić nic!
       - Nie zaśpiewam dla ciebie, przykro mi. - Spojrzał na mnie gniewnie. Wyrwał mi nuty oraz piosenkę z ręki powodując tym samym, że moja złość wzrosła do poziomu ekstremalnego. Za nim zdążyłam wykrzyczeć to jak bardzo go nienawidzę, zamknął drzwi od mojego pokoju i dość szybkim krokiem zaczął kierować się na schody prowadzące do salonu.
       - Zabije go. - Powiedziałam sama do siebie i wybiegłam za nim by odebrać moją własność. Spotkaliśmy się na schodach, gdzie chłopak leniwym krokiem zmierzał do swojego celu.
      Kiedy zobaczył malującą się na mojej twarzy wściekłość, ruszył po schodach w dół jak pies wyścigowy. Ja zawsze będę sprytniejsza. Pomyślałam po czym usiadłam na barierce od schodów, odepchnęłam się od ściany i zjechałam na sam dół gdzie Justin zmagał się z ostatnim stopniem. Nie myśląc nad konsekwencjami oderwałam się od barierki i skoczyłam chłopakowi na plecy. Mój ciężar spowodował, że załamały się pod nim nogi. Nasze ciała upadły na panele w tak wielkim hukiem, że prawdopodobnie było to słychać u sąsiadów.
       - Oddawaj to! - Krzyczałam bez opamiętania. - Nie masz prawa tego dotykać! - Krzyczałam dalej, ale już przyduszona jego ciałem. Nie miałam jak wybrnąć z tej sytuacji, był ode mnie silniejszy. Opadłam więc bezwładnie na podłogę, odwracając od niego wzrok ze świadomością porażki. Chwycił moje nadgarstki i przydusił je do paneli by zatorować mi drogę ucieczki
       - Nie miałem złych zamiarów do cholery. - Zaczął tłumaczyć nie patrząc na mnie. - Chciałem byś zaśpiewała tę piosenkę z akompaniamentem fortepianu. - Poczułam jak jego dłonie uwalniają mnie z uścisku. Usiadł koło mnie po turecku i dokładnie zaczął przyglądać się nutom. - To wcale nie jest takie ciężkie do zagrania, jest tutaj zaledwie parę nut, poradzę sobie z tym. - Faktycznie nie było to dość trudne. Był to rytm grany zaledwie dziesięcioma klawiszami.
      Podniosłam się i przeszłam do pozycji siedzącej. - Proszę  zaśpiewaj tę piosenkę. - Nalegał. Odebrałam mu kartkę ze słowami piosenki i podeszłam do fortepianu. Czułam jak serce podchodziło mi do gardła a wszystkie mięśnie spinają się. Justin ułożył nuty na stojaku i zaczął testować czarne i białe klawisze. Dźwięki, które wydobywały się z wnętrza tego czarnego potwora spowodowały, że serce wróciło na swoje miejsce, a mięśnie rozluźniły się.
       - Możemy zaczynać? - Pokiwałam twierdząco i wbiłam wzrok w kartkę papieru w mojej dłoni. Chłopak zaczął ponownie naciskać klawisze, które powoli układały się w ciepły rytm. Zamknęłam oczy i pozwoliłam by moim ciałem zawładnęła muzyka. Wczułam się w każde naciśniecie klawisza i każdy dźwięk, który wydobywał się z fortepianu. Nie potrzebna była mi kartka ze słowami, ponieważ doskonale wszystko pamiętałam.
       Please accept my apologies, I wonder what would have been, Would you have been a little angel or an angel of sin? - Słowa wydobywające się z moich ust sprawiły, że czułam się coraz silniejsza i wyzwolona. Od zawsze chciałam to robić, rap był całym moim życiem i dzięki niemu byłam ponad tym wszystkim. Dzięki temu wiedziałam kim chciałam być. - [...]Would you have been a little rapper like your poppa The Piper? Would you have made me quit smoking by finding one of my lighters? I wonder about your skin tone and shape of your nose and the way you would've laughed and talked fast or slow think about it every year, so I picked up a pen Happy birthday, love you whoever you would've been... happy Birthday... - Piosenka została napisana z czułym popowym refrenem, dlatego pozwoliłam sobie odetchnąć zmęczonemu głosowi i przeczekać te kilka słów zupełnie nie na mój głos.
       - What I thought was a dream. - Anielski głos, który wydobył się z jego krtani spowodował iż nasze serca złączyły się w jedno. Biły w rytm klawiszowych uderzeń i dźwięków wydobywających się w instrumentu. Dzięki tej piosence, która opowiadała o nienarodzonym dziecku, o tym że nie dano mu szansy na życie, na oddech, na zabawę... przepaść dzieląca nasze serca zniknęła. Nie musiałam dłużej tańczyć z nim tanga nienawiści. Wreszcie mówiliśmy tym samym językiem, który spowodował, że potrafiłam zatańczyć walca uczuć z osobą, która była dla mnie tylko i wyłącznie nikim.
       - Make a wish.
       - Was as real as it seemed.
       - Happy Birthday. - Śpiewany dialog zbliżył nas do siebie jeszcze bardziej, nasze oddechy wyrównały się, czułam to co on, czułam jego ból, smutek, widziałam to co on, myślałam tak jak on...
       What I thought was a dream.
       
- Make a wish. - Jego usta gwałtownie zbliżyły się do moich, wszystkie moje uczucia zmieszały się, czułam nienawiść, żal, smutek, miłość, cierpienie... w dalszym ciągu czułam to co on. Pochylił się i pocałował mnie delikatnie w kąciki ust. Rozchyliłam wargi, więc odpowiedział mi głębokim, ognistym pocałunkiem. Trwaliśmy tak złączeni, aż do momentu w którym przestrzeń wokół mnie znów zaczęła zanikać. Justin rozmył się tak jak poprzednim razem gdy dotknął mnie w taki sam płonący sposób, wydawało mi się, że tonę, nikt nie mógł mi pomóc. Kolejny raz ujrzałam te same obrazy z domieszką nowych. Kim jesteś?! Krzyczałam kolejny raz to samo, wszystko zniknęło tak jak poprzednio, upadłam. Czułam jego silne ramiona, jego zapach i uczucia, złość, gorycz i rozczarowanie. Ciemność, widziałam już tylko ciemność.

~*~
OD AUTORKI: Wybaczcie mi, że rozdział pisałam tak długo. W moim życiu zaszło wiele zmian i nieporozumień, musiałam wszystko naprawić i nie miałam nawet czasu myśleć o pisaniu. Spóźniłam się z wstawieniem go, proszę wybaczcie mi także to. Mam nadzieje, że podobało wam się to co tutaj mam i że z cierpliwością będziecie czekać na następne rozdziały 

10 komentarzy:

  1. Jak dla mnie - najlepszy rozdział, póki co ;)
    Emocje aż się "wylewają" z ekranu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie! Nie wierzyłam, że jeszcze tu coś napiszesz. Sądziłam, że nas opuściłaś, a tu taka niespodzianka!
    Co do rozdziału- jestem pełna podziwu, a piosenka jest niesamowita i trafiłaś w mój czuły punkt. Uwielbiam ją!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisze i nie mam zamiaru zrezygnować, po prostu miałam lekkie kłopoty z życiem prywatnym. Wszystko się cały czas pisze, mam nadzieje, że zaglądałaś także do spóźnionego prologu.

      Usuń
  3. O mój Boże jesteś ,wróciłas ! Nareszcie już się nie mogłam doczekać ! Ale było warto muszę przyznać,ale nie każ nam więcej tak cierpieć bez nowych rozdziałów.Swoją drogą ten rozdział jest najlepszy ze wszystkich,czekam z utęsknieniem na nn *_*

    OdpowiedzUsuń
  4. Na reszcie dodałaś rozdział! :D
    O jejku to takie... takie.. brak mi słów..
    Po prostu masz talent!
    *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nominuje cię do Liebster Award
    Więcej informacji na moim blogu: Jedno Tchnienie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Po pierwsze: Dziękuje za tak miłe słowa, które zostawiłaś w komentarzu na moim blogu. Bardzo się cieszę, że ktoś go wgl czyta <3 xx
    Po drugie: Genialne opowiadanie. Będę tu często zaglądać ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział świetny, zaliczam go do tych swoich ulubionych i z przyjemnością oznajmiam ,że Twój blog z każdym kolejnym rozdziałem staje się coraz lepszy.
    Nie dość ,że wymyśliłaś świetną fabułę, która tworzy z bohaterki wspaniałą postać z ciekawą przeszłością, to na dodatek akcja jest bardzo intrygująca i aż chce mi się to czytać dalej. Mam ochotę tu wracać coraz częściej i mam też nadzieję że nie wpadnie ci do głowy coś głupiego i nie skończysz z blogowaniem. Zmarnowałabyś wtedy coś na prawdę cennego, bo moim zdaniem ten blog zasługuje na o wiele więcej komentarzy i odwiedzin.
    Po prostu masz w sobie to coś, co czyni Ciebie i twój styl pisania wyjątkowymi.
    Co do rozdziału to na prawdę przypadł mi do gustu. A o końcówce już nie wspomnę. Jest piękna (jak i cała reszta) i tylko dlatego wybaczam ci to, że pisanie rozdziału zajęło ci tak wiele czasu.
    Podsumowując, odwaliłaś kawał dobrej roboty. Pisz dalej, czekam w zniecierpliwieniu ma dalszy rozwój akcji : )

    OdpowiedzUsuń
  8. Na Cissy Graphics pojawiło się Twoje zamówienie. Zapraszam! :)

    OdpowiedzUsuń

Translate

Animated Blinking Gingerbread Man

O mnie

Moje zdjęcie
Do twarzy mi było w smutku. Zaprzyjaźniłam się z nim nawet. Z tęsknotą także. Wiedziałam teraz, że tęsknota to nie tylko przebieranie ziarenek maku. Nie tylko nadsłuchiwanie jego kroków za drzwiami. Bo 'tęsknić' i 'czekać' to prawie to samo. Pod warunkiem, że czekając się tęskni, a tęskniąc czeka. Z tęsknoty można przestać jeść. Można też umyć podłogę w całym domu szczoteczką do zębów. Można wytapetować mieszkanie. Umrzeć też można...