Kim jestem? - To w sumie jest bardzo dobre pytanie na które sama nie znam odpowiedzi. Nie mam bladego pojęcia co robię na tym świecie, po co, za co i do kiedy. Zawsze byłam wredną suką bez uczuć, więc nie rozumiałam po co Bóg trzymał mnie na tym świecie. W sumie chyba wiem, ukarał mnie za krzywdy jakie wyrządziłam innym odbierając mi najważniejszą rzecz jaką posiadałam. Odebrał mi ludzi których kochałam nad życie a wraz z nimi całą moją miłość. Od tamtej pory nie potrafiłam obdarzyć nikogo tym uczuciem którym potocznie nazywamy miłością. Jako czternastoletnie dziecko Bóg odebrał mi wszystko... bo byłam wredna? Czy po prostu chciał sprawić bym jako siedemnastolatka nie potrafiła zaufać nikomu i nie potrafiła nikogo obdarować głębszymi uczuciami? Chyba dobrze mu to wszystko wyszło. Odebrał mi coś czego potrzebowałam i potrzebować będę już zawsze, lecz nigdy tego nie odzyskam.
W dniu kiedy odeszli moi rodzice moimi przyjaciółkami stały się żyletki a rodziną zastępczą babcia i wszelkiego rodzaju alkohol. Było mi tak cholernie trudno, że popadłam w dołek z napisem nikotyna i samo okaleczanie. Nie miałam przyjaciół bo byłam wredna i rozpieszczona, kochać kogo nie miałam bo mi to odebrano więc zachlewałam się na śmierć. Moje nadgarstki wyglądały jak po trzeciej wojnie światowej a płuca stały się przenośnym piecykiem.
W dniu kiedy odeszli moi rodzice moimi przyjaciółkami stały się żyletki a rodziną zastępczą babcia i wszelkiego rodzaju alkohol. Było mi tak cholernie trudno, że popadłam w dołek z napisem nikotyna i samo okaleczanie. Nie miałam przyjaciół bo byłam wredna i rozpieszczona, kochać kogo nie miałam bo mi to odebrano więc zachlewałam się na śmierć. Moje nadgarstki wyglądały jak po trzeciej wojnie światowej a płuca stały się przenośnym piecykiem.
W dniu moich siedemnastych urodzin nie wytrzymałam sama w domu. Babcia jak zwykle po dziewiętnastej poszła spać, jak to zmęczona życiem babcia. Bezcelowo ubrałam się i wyszłam z domu. Kręciłam się po ulicach Londynu szukając czegoś. - Sama nie wiem co to było, ale miałam przeczucie, że to znajdę. Zima tego roku nie była mroźna. Na ulicach leżał biały puch o potocznej nazwie śnieg i o dziwo nie przeszkadzał mi. Wolałam to niż zabarwiony szczęściem i uroczymi kolorami świat. Od dnia śmierci moich rodziców nienawidziłam wiosny, była dla mnie przeklęta, ona mi ich zabrała, nie dała im szansy...
Po dwóch godzinach bezsensownej wędrówki postanowiłam jak zawsze spotkać się z moimi przyjaciółmi. Weszłam więc do pierwszego lepszego sklepu całodobowego. Kupiłam dwie paczki papierosów i największą butelkę alkoholu jaką mieli. Nie miałam ochoty wracać do domu, babcia zawsze wchodziła do pokoju z pretensjami, że znów śmierdzi jej papierosami. Stałam przez chwilę przed sklepem zastanawiając się dokąd mam iść - miałam w ogóle gdzie iść? - Śmieszne pytanie... przecież nie miałam nikogo więc dokąd miałam pójść? Pokręciłam głową i ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam gdzie pójdę, nie wiedziałam gdzie zostanę i do kiedy zostanę, ale to nie miało znaczenia. Po prostu szłam przed siebie prowadzona zwiędłymi uczuciami.
Pisane nam było się tu spotkać. Gwiazdy nad nami, ty i ja - pomyślałam patrząc na butelkę wódki w mojej dłoni. - Jeśli to wypijesz, prawdopodobnie zostaniesz tu na noc, nie wiesz co cię czeka, nie wiesz kogo spotkasz i kto będzie chciał cię wykorzystać. - Gorzej do jasnej cholery już nie będzie więc czego się boisz? - Zaśmiałam się i wzięłam duży łyk zimnego napoju, po którym nigdy nie myślało mi się trzeźwo. Oparłam głowę o mur przy którym siedziałam i zamknęłam na chwilę oczy. - Tylko czasem nie myśl za dużo. - przy alkoholu zawsze brało mi się na jakieś głupie rozmysły, a ja wprost nienawidziłam tego stanu, kiedy rozmyślasz nad każdym popełnionym błędem, nad każdym złym uczynkiem i źle dobranym słowie. - Jeszcze coś wymyślisz i wtedy dopiero by było. - machnęłam ręką wylewając przy tym trochę trunku. - Ups. Wylało się, ale nikt mi przecież nic nie zrobi. To moje nędznie życie, więc raczej mogę wylewać sobie wódkę gdzie tylko mi się żywnie podoba do końca moich zasranych dni - Wredna, uparta, niechciana. Tak to własnie ja. -Wyciągnęłam z paczki papierosa i beznamiętnie zaczęłam się nim zaciągać. - Co ty z siebie zrobiłaś.. co zrobiłaś. - Skrzywiłam się na myśl, że zachciało mi się płakać. - Ty nie płaczesz.. suki przecież nie płaczą. - Mówiłam sama do siebie między jednym zaciągnięciem a drugim. - A może ty jednak do cholery masz serce- otarłam łzę która spłynęła po moim bladym w tamtej chwili policzku.
- Każdy ma serce. - Usłyszałam lekko zachrypnięty męski głos dobiegający w sumie z każdej strony.
- Kim jesteś? - Speszona rozglądnęłam się dookoła. - A z resztą co za różnica. - wyrzuciłam peta w prawą stronę i znów sięgnęłam po butelkę zimnego trunku.
- Dlaczego to robisz? - Spytał znów ten sam głos. - Spójrz co z siebie zrobiłaś.
- Ja z siebie tego nie zrobiłam... to życie ze mną zrobiło - Zasalutowałam na znak, że jest mi wszystko obojętne. - Pilnuj się żeby z tobą czegoś takiego nie zrobiło.
Uciekać? - Tak moje życie nie miało sensu, ale nie chciałam się użerać z jakimś bachorem który przypominałby mi, że zgwałcił mnie jakiś brudny menel. Ucieczka byłaby najlepszym rozwiązaniem, ale jak w takim stanie biec?
- Wcale nie. To nie wina życia, tylko ludzi... - Słyszałam ten głos coraz bliżej i bliżej... nie wiedziałam czy to z przyczyny alkoholu czy po prostu mojej głupoty słyszałam go z każdej strony.
- Co cię to obchodzi, to moje życie - Odpaliłam kolejnego papierosa.- Ludzi nie obchodzi kim jesteś, co ze sobą robisz i kiedy to robisz. Dla ludzi masz być pieprzonym klaunem i nic więcej im nie trzeba.
- Nie powinnaś tak mówić... - Co za bezsens. Jakim prawem on mówi mi co powinnam... - Jesteś po prostu w chwilowej depresji. Każdy przez to przechodzi, ale po jakimś czasie ktoś ci pomoże.
- Nie znasz mnie, więc nie oceniaj sytuacji z góry. Siedzę w tym pieprzonym dole już trzy lata i jakoś nikt mnie nie wyciągnął. - Wypuściłam dym. - Nie masz pojęcia o niczym, więc daj mi spokojnie ulotnić się z tego świata. Nie wiem kim jesteś, ale to nie ma najmniejszego znaczenia, przecież już więcej się nie spotkamy. - Poczułam jego oddech na swojej twarzy.
- Posłuchaj, czasem ludziom jest tak źle jak tobie, ale powtarzam: z czasem to mija. Obiecuję ci, że kiedyś na pewno ktoś wyciągnie cię z tego, nie martw się.- Poczułam jego dłoń na mojej. Przeleciały mnie niemiłe dreszcze, nie miałam pojęcia czy to dlatego, że dotknął mnie nieznajomy... czy może dlatego, że jego głos wydawał mi się bardzo ciepły.
- Nie obiecuj mi takich rzeczy, jeśli nie masz o niczym pojęcia. - Zabrałam dłoń i z ulgą chwyciłam nią zimną butelkę.
- Nie tylko tobie w życiu jest źle. - Wyrwał mi napój, który ledwie zdążyłam przytknąć do ust. - Każdy ma problemy i wszyscy się martwią, tylko niektórzy martwią się na zapas. - Mówił sącząc kupiony za moje pieniądze alkohol.
- Nie ma znaczenia ile ludzi na świecie się martwi, nie ma znaczenia kto martwi się na zapas. Dzisiejszej nocy nic się nie liczy. - Zaśmiałam się. - Po co się tutaj zjawiłeś?
- Przechodziłem akurat tędy i usłyszałem jak bez sensu bredzisz do siebie.- Znów poczułam jego dłoń ale tym razem wyżej.
- Słuchaj... - zgubiłam się. Miałam coś na myśli, chciałam go obrazić i to tak porządnie ale chyba wyleciało mi to z głowy. Coś się ze mną działo i to wcale nie była błahostka. - Zostaw mnie. - nie dokończyłam i wypaliłam bezsensownie. Ale wiadomo, ja jak to ja nigdy niczego nie umiałam skończyć.
- Noc jeszcze młoda, mamy dużo czasu, dlaczego miałbym cię zostawić samą z tyloma problemami? Nie lepiej posiedzieć i pomartwić się razem?- Wziął kolejny łyk mojego alkoholu.- Dzisiejszej nocy nic się nie liczy.- Powtórzył moje słowa.
- Więc mam przez to rozumieć, że masz zamiar razem ze mną zostać tutaj do rana?- Wyciągnęłam kolejnego papierosa.- Ludzie są niemożliwi.
- Dasz radę jeszcze uwierzyć w ludzi?- wyszeptał zaciągając się z uczuciem papierosem.
- Nie. - Odrzekłam stanowczo i wtuliłam się w magiczny dym. - Nie dam już rady... to jest za trudne.
- Myślisz, że istnieje na świecie ktoś kto może to zmienić? - Spytał bawiąc się zapalniczką.
Gdy zbliżył ją do ust, ujrzałam jego twarz. Nie była tak zmarnowana jak moja. Wydał mi się na prawdę przystojny. W jednym momencie mój brzuch został oblężony przez milion niechcianych motyli a w gardle urosła mi wielka gula, która nie pozwoliła mi wydusić z siebie ani jednego słowa. Schłodziłam podniebienie resztkami alkoholu, który natychmiast mi pomógł. Oparłam głowę o mur i przymrużyłam oczy.
- Nie wkurza cię czasem, że ludzie pragną byś był dla nich idealny?
- Myślisz, że istnieje na świecie ktoś kto może to zmienić? - Spytał bawiąc się zapalniczką.
Gdy zbliżył ją do ust, ujrzałam jego twarz. Nie była tak zmarnowana jak moja. Wydał mi się na prawdę przystojny. W jednym momencie mój brzuch został oblężony przez milion niechcianych motyli a w gardle urosła mi wielka gula, która nie pozwoliła mi wydusić z siebie ani jednego słowa. Schłodziłam podniebienie resztkami alkoholu, który natychmiast mi pomógł. Oparłam głowę o mur i przymrużyłam oczy.
- Nie wkurza cię czasem, że ludzie pragną byś był dla nich idealny?
- Ideały nie istnieją. - Zapaliłam zapalniczkę i wpatrywałam się bez sensu w mały płomyczek, który powiewał na wietrze.
- Dlaczego ludzie oczekują od nas byśmy byli perfekcyjni? Dlaczego wszyscy czekają na to by powinęła nam się noga? - Spytałam zdmuchując ogień. - Masz czasem tak, że nie wiesz co się dzieje wokół ciebie... nie masz pojęcia kim jesteś i do czego dążysz... myślisz dokąd pójść a okazuje się, że nie masz do czego wracać... że jesteś sam i nikt nie może ci pomóc, toniesz w swoich pragnieniach i namiętnościach... - Odpaliłam ponownie zapalniczkę. - bo widzisz z moim życiem jest tak jak z tym płomykiem. - Przybliżyłam zapalniczkę do jego twarzy po czym sama się do niego przysunęłam. Wtedy zobaczyłam jego twarz w całej okazałości. Wydała mi się idealna... bez wad jakie miały inne twarze, które na mnie spoglądały za dnia. - Ten płomyk spotyka na swojej drodze przeciwności losu takie jak wiatr. - Zdmuchnęłam ogień i zamknęłam oczy by wczuć się w chwilę i swoje własne słowa. - Wiesz jak to jest kiedy nic nie daje ci spokoju, kiedy życie umknie ci między palcami... kiedy nie wiesz co masz ze sobą zrobić, ty po prostu nie dajesz rady się podnieść, nie dajesz rady zapalić tego płomienia ponownie, twoje złamane serce nie zostanie posklejane, czujesz się słaby... - Pogładziłam się po nadgarstku.- niepotrzebny...
- Dlaczego ludzie oczekują od nas byśmy byli perfekcyjni? Dlaczego wszyscy czekają na to by powinęła nam się noga? - Spytałam zdmuchując ogień. - Masz czasem tak, że nie wiesz co się dzieje wokół ciebie... nie masz pojęcia kim jesteś i do czego dążysz... myślisz dokąd pójść a okazuje się, że nie masz do czego wracać... że jesteś sam i nikt nie może ci pomóc, toniesz w swoich pragnieniach i namiętnościach... - Odpaliłam ponownie zapalniczkę. - bo widzisz z moim życiem jest tak jak z tym płomykiem. - Przybliżyłam zapalniczkę do jego twarzy po czym sama się do niego przysunęłam. Wtedy zobaczyłam jego twarz w całej okazałości. Wydała mi się idealna... bez wad jakie miały inne twarze, które na mnie spoglądały za dnia. - Ten płomyk spotyka na swojej drodze przeciwności losu takie jak wiatr. - Zdmuchnęłam ogień i zamknęłam oczy by wczuć się w chwilę i swoje własne słowa. - Wiesz jak to jest kiedy nic nie daje ci spokoju, kiedy życie umknie ci między palcami... kiedy nie wiesz co masz ze sobą zrobić, ty po prostu nie dajesz rady się podnieść, nie dajesz rady zapalić tego płomienia ponownie, twoje złamane serce nie zostanie posklejane, czujesz się słaby... - Pogładziłam się po nadgarstku.- niepotrzebny...
- Wróć do momentu w którym wiatr zdmuchnął ci płomień... nie musisz być nikim wielkim by rozpalić go w swoim sercu ponownie... wystarczy, że zdobędziesz kogoś wyjątkowego... - Chłopak chwycił mnie za dłoń w której trzymałam zapalniczkę. Przesunął mój palec na przycisk do odpalania i położył na moim kciuku swój palec. - Jeśli masz kogoś, kto ci pomoże, kogoś kto cię potrzebuje tak samo jak ty potrzebujesz jego... - Przycisnął mój palec przez który zapalniczka znów zapłonęła. - Twój płomień zabłyśnie, ten płomyczek to rodzaj nadziei, która czasem gdzieś nam umyka w życiu codziennym... - Zdmuchnął. - ale ty sobie o niej przypomnisz, ty dasz radę... tylko musisz uważać na to komu ufasz i komu powierzasz zapałki... - Kiedy zapalniczka rozbłysnęła ujrzałam jego twarz jeszcze bliżej.
- Dlaczego to robisz? - Nasze czoła zetknęły się. - Po co tutaj jesteś.. dlaczego chcesz mi pomoc? - W tamtej chwili znienawidziłam samą siebie. Tyle lat starałam się utrzymywać w sobie uczucia i nie wzbudzać politowania u innych ludzi płacząc, a przy nim po prostu zwariowałam. Serce zaczęło walić mi jak oszalałe, nie potrafiłam powstrzymać łez. On mnie nie zostawił, przytulił mnie do siebie i głaskając po głowie wciąż powtarzał:
- Łzy to nic złego, to tylko ludzkie okazywanie emocji... - To na prawdę bardzo głupie uczucie płakać w ramie kogoś kogo nie znasz nawet imienia. Czułam się okropnie, nie chciałam, żeby tak wyszło. Zebrałam w sobie siły, przestałam płakać. Otarłam łzy i podniosłam się na równe nogi. Wszystko będzie dobrze, tylko nie daj się ponieść emocjom, nie daj sobie wmówić, że jesteś komukolwiek potrzebna. Nie daj się. - Powtarzałam sobie co chwile by nie zwątpić w ucieczkę.
- Pamiętaj, żeby życie nie zrobiło z tobą tego co zrobiło ze mną. - Znowu podążałam własna ścieżką, bez pomocy, bez oparcia samotna i niechciana. Jeszcze przez chwilę słyszałam jak woła: Zaczekaj, proszę zatrzymaj się. Ale nie robiło to na mnie wrażenia, nie chciałam kolejny raz zniszczyć komuś życia, z resztą czym ja się przejmuję... przecież nawet go nie znałaś, o czym ty do cholery myślisz? Jak mogłaś się aż tak zapomnieć, Ty nie zasługujesz.. do cholery nie zasługujesz!- Z tego całego zamieszania w mojej głowie nie spojrzałam na światło na przejściu dla pieszych, łzy całkowicie pozbawiły mnie widoku nadjeżdżającego auta.
~*~
OD AUTORKI: Przepraszam, że tak długo czekaliście i to w dodatku na pierwszy rozdział, ale ostatnio nie miałam za dużo czasu, a jak już go znalazłam to poprawiałam ten rozdział, poprawiałam i poprawiałam aż w końcu cały usunęłam i pisałam jeszcze raz. Później starałam się aby był jeszcze bardziej perfekcyjny niż ten poprzedni i chyba wydaje się taki być. Mam nadzieje, że się podoba i że będziecie czekać na kolejne rozdziały, jest mi przykro, że jest was tutaj w tej chwili tak mało, ale wiadomo znów zaczynam od nowa a początki są trudne. Wierze jednak w to, że po jakimś czasie będzie was tutaj jeszcze więcej niż na poprzednim blogu. Do zobaczenia.
Awwww ! *,* djhasfsaj akhfjashfka
OdpowiedzUsuńCzekam, czekam,czekam i jeszcze raz czekam na dalszy rozdział, na dalsze rozdziały ! *,*
Super !! Ja też czekam ;)
OdpowiedzUsuńAWWWWW! To jest.. to jest zajebiste! CZEKAM NA CIĄG DALSZY!
OdpowiedzUsuńUwielbiam<3 I obserwuję:D
OdpowiedzUsuńJednakże mam małą radę. Interpunkcja. Kropki, przecinki, wykrzykniki, znaki zapytania piszemy bez spacji przed nimi, tj. przylegle z literą je poprzedzającą... Bardziej przejrzysty jest tekst wtedy i lepiej się go czyta.
Jest serio super. ;p
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego stwierdziłaś ,że mój blog jest lepszy od Twojego. Pff. ;3
Ale mam zastrzeżenie co do przecinków- trochę ich brakuje. ;33
Lecę do następnego rozdziału i obserwuję. ♥ ;3
Świetny blog <3
OdpowiedzUsuńHeheh, piszesz bardzo fajnie i od razu zaciekawiłaś mnie tym opowiadaniem.
Będę tutaj wpadała cały czas :*
Uwielbiam JB <3
Lecę czytać następny rozdział :)
To takie... smutne, ale i piękne <3
OdpowiedzUsuńIle ty masz lat ? o.O Tak dorośle piszesz, tak tajemniczoo.. awww. to o tym płomyku .. to takie życiowe. Bardzo mi pomogłaś bo ja jestem bardzo podobna do tej dziewczyny .. ; c
OdpowiedzUsuńoch
Usuń